poniedziałek, 4 sierpnia 2014

26. "Ale nie umrzesz to będzie coś gorszego" .

Gdy ujrzałam twarz Natsu z moich oczu poleciały łzy. To wszystko co się dowiedziałam było okropne...
 ~ Lucy musisz pozbyć się klątwy... Musisz go zostawić ~ usłyszałam głos Hihri w głowie.
- Odejdź ! Nie mów nic do mnie i odejdź! - krzyczałam do niej. Zacisnęłam mocniej oczy i tak jakby próbowałam odsunąć jej głos od siebie. Niestety to wszystko tylko ja słyszałam... to działo się we mnie. Kiedy ponownie otworzyłam oczy z mojego czoła leciał pot a w oczach można było dostrzec strach. Widziałam tylko twarz rozwścieczonej Erzy i siedzącego obok mnie mistrza.
- Jak ty mogłaś coś takiego powiedzieć?!  - wykrzyczała mi w twarz. Byłam całkiem nieświadoma i wzrokiem szukałam ukochanego...
- Erzo uspokój się ona zrobiła to nieświadomie spójrz na nią . - mistrz był poważny , aż za.
- Ale o co chodzi? - spytałam nieśmiało.
- Ty naprawdę nie wiesz?! -
- Nie! - krzyknęłam powoli czując złość z braku świadomości co się dzieje.
- Kazałaś Nastu odejść! - szybko się podniosłam.
- Gdzie on jest? - spytałam spuszczając głowę.
 - Gray poszedł za nim , prawdopodobnie nad rzekę jak zawsze - już zamierzałam wyjść gdy usłyszałam głos za sobą.
- Lucy czekaj , najpierw powiedz wszystko -  opowiedziałam mistrzowi i Erzie o wydarzeniach sprzed wielu lat.
- Mistrzu co mam zrobić...?  - spytałam załamana. Scarlet przytuliła mnie do siebie.
- Na początek idź zobaczyć się z Gajeelem może kiedy go ujrzysz coś się w tobie przebudzi i przywrócisz mu magię, kłótnię z Natsu na razie odpuść zajmijmy się ważniejszymi sprawami.  Ty Erzo wytłumacz mu wszystko co się dzieje. - miał rację , musiałam się pośpieszyć i wszystko wyjaśnić z ukochanym ale teraz było coś ważniejszego. Biegiem udałam się do domu Levi. Na pewno jest u niej , w końcu nie zostawiła by go w potrzebie tak samo jak ja Natsu. Sapiąc nieśmiało zapukałam do drzwi. A co jeśli mi nie otworzy , bo nie chce mnie widzieć? Może mnie nienawidzi? W końcu to przeze mnie jej ukochany walczy o życie... Nagle drzwi się otworzyły. W nich stanęła niebiesko-włosa z podpuchniętymi oczami i smutkiem na twarzy.
- Ohayo Levi-chan - przywitałam się. Gdy tylko na mnie spojrzała w jej oczach zebrały się łzy , z niewielką siłą wtuliła się we mnie i rozpłakała. Stałyśmy tak z jakąś minutę , może dwie ? Potem odsunęła się przecierając oczy.
- Ohayo , wejdź Lu-chan - dobrze myślałam gdy tylko weszłam do środka jednego z pokoi widziałam leżącego chłopaka. Dziewczyna się nim opiekowała to słodkie , jednak muszę zrobić to co do mnie należy. Skoro jestem panią dobrej magi powinnam umieć przywrócić ją. Spojrzałam na twarz męczącego się Gajeela. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Cały blady... to było przerażające.
- Lu-chn odsuń się - mała istotka podbiegła do niego z miską. On... wymiotował krwią! Nie mogłam na to patrzeć.
- Levi , Gajeel przepraszam - rozpłakałam się. To była moja wina. Wybiegłam z domu , płacząc. To wszystko jest przeze mnie , każdy cierpi z mojej winy. Mimo że stałam się silniejsza dalej ranie ludzi , którzy przeze mnie cierpią. Czego się spodziewałam? Że pójdę tam i cudem go uleczę? Chyba właśnie w to wierzyłam.
 ~ Możesz ich wszystkich uratować, przywrócić magię i wyleczyć "go". Nie zauważyłaś że tylko osłabiłyśmy truciznę która w nim jest? Nie można go uratować chyba że oddasz swoje życie za nich wszystkich. ~ usłyszałam głos w głowie.
- O czym ty mówisz?! - krzyknęłam w myślach.
~ Ty nic nie zauważyłaś, ślepa jesteś czy nie chcesz tego widzieć? Myślisz że czemu wtedy obudziła się w tobie ta fala energii która wszystkich uratowała? On umiera. Ma w sobie bardzo ciężką truciznę , próbowałaś go ratować i udało się. Osłabiłyśmy truciznę dzięki czemu żyje. Ale nie pozbyłyśmy się jej! Ona tera go wykańcza , udaje że nic mu nie jest ja to widzę i ty też powinnaś zauważyć! ON UMIERA! ~ usłyszałam jej szyderczy głos. Byłam akurat w parku i usiadłam na jednej z ławek.
- Jak to umiera...? - nie mogłam w to uwierzyć... cały świat mi się zawalił.
~ Przecież ostatnio walczył! To oczywiste że jeden z przeciwników miał truciznę , taką której żadna magia nie wyleczy chyba że twoje życie. ~
- Jeśli umrę zwrócę im magię i go uratuje ? - 
~ Tak, no to znaczy nie do końca umrzesz. Jako że masz w sobie moc ognia wszystko się wypali, wspomnienia z tobą znikną , cała twoja egzystencja zniknie. Ale nie umrzesz to będzie coś gorszego. Będziesz żyła pod postacią zjawy , której nikt nie widzi , i o niej nie pamięta. Oczywiście ty nie stracisz wspomnień ale czy jesteś gotowa poświęcić całe życie dla niewielkiej grupki magów ? ~  bałam się. Nie chciałam znikać , ani żeby Natsu o mnie zapomniał... ale nie mam wyjścia jeśli to go uratuje.
- Ile mam czasu? - nieśmiało zapytałam.
~ Jest silny i jak na razie nawet dobrze się trzyma został mu dzień lub mniej. ~ ta odpowiedź zabolała... jeszcze bardziej się rozpłakałam, spędzę z nim tą ostatnią noc a potem odejdę muszę to zrobić. Wstałam i z łzami poszłam przed siebie. Nogi zaprowadziły mnie nad rzekę gdzie siedział on.
- Natsu tamte słowa nie było do ciebie , przepraszam - wydusiłam przez łzy. Podszedł do mnie , cały czas mając spuszczoną głowę że nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Nagle przytulił mnie.
- Wiem o tym przepraszam że tak zareagowałem. Proszę nie płacz już , nienawidzę tego -
- To wszystko moja wina... wszystko przeze mnie - poczułam jak uścisk staje się mocniejszy.
- Nie prawda. To nie twoja wina że masz taką moc i dopiero niedawno ją odkryłaś. Nikt cię nie wini -
Spojrzałam na twarz Natsu , dopiero teraz zrozumiałam że cierpi. Starał sie to ukryć , jednak poznałam wymuszony uśmiech. Jaka ja byłam ślepa że wcześniej się nie zorientowałam... ta trucizna , to prze nią cierpi!
- Natsu czemu udajesz ? - spytałam.
- Co? O czym mówisz? - uśmiechnął się.
- Widzę że cierpisz. - jego twarz stałą sie poważna.
- Przed tobą nic nie można ukryć...-
- Wyleczę cię - moje życie nie jest nic warte jeśli mam dalej krzywdzić osoby i pozwolić niektórym umrzeć.
- O czym ty mówisz? I co się z tobą stało u mistrza ? - miałam jakieś inne wyjście ? Opowiedziałam mu całą historię , omijając to że umrę. On by na to nie pozwolił.
- Czyli albo mnie zostawisz albo umrę po jakimś czasie ? - usiadł na dawnym miejscu przy brzegu. Usiadłam na jego kolanach.
- Tak...-
- Więc to proste nie opuszczaj mnie , wolę żyć krótko z tobą , niż długo bez ciebie - uśmiechnął się szeroko.
@.@
Bożeee jak mnie tu długooo nie było wielkie PRZEPRASZAM chociaż pewnie nawet to nie wystarczy...