Gdy ujrzałam twarz Natsu z moich oczu poleciały łzy. To wszystko co się dowiedziałam było okropne...
~ Lucy musisz pozbyć się klątwy... Musisz go zostawić ~ usłyszałam głos Hihri w głowie.
- Odejdź ! Nie mów nic do mnie i odejdź! - krzyczałam do niej. Zacisnęłam mocniej oczy i tak jakby próbowałam odsunąć jej głos od siebie. Niestety to wszystko tylko ja słyszałam... to działo się we mnie. Kiedy ponownie otworzyłam oczy z mojego czoła leciał pot a w oczach można było dostrzec strach. Widziałam tylko twarz rozwścieczonej Erzy i siedzącego obok mnie mistrza.
- Jak ty mogłaś coś takiego powiedzieć?! - wykrzyczała mi w twarz. Byłam całkiem nieświadoma i wzrokiem szukałam ukochanego...
- Erzo uspokój się ona zrobiła to nieświadomie spójrz na nią . - mistrz był poważny , aż za.
- Ale o co chodzi? - spytałam nieśmiało.
- Ty naprawdę nie wiesz?! -
- Nie! - krzyknęłam powoli czując złość z braku świadomości co się dzieje.
- Kazałaś Nastu odejść! - szybko się podniosłam.
- Gdzie on jest? - spytałam spuszczając głowę.
- Gray poszedł za nim , prawdopodobnie nad rzekę jak zawsze - już zamierzałam wyjść gdy usłyszałam głos za sobą.
- Lucy czekaj , najpierw powiedz wszystko - opowiedziałam mistrzowi i Erzie o wydarzeniach sprzed wielu lat.
- Mistrzu co mam zrobić...? - spytałam załamana. Scarlet przytuliła mnie do siebie.
- Na początek idź zobaczyć się z Gajeelem może kiedy go ujrzysz coś się w tobie przebudzi i przywrócisz mu magię, kłótnię z Natsu na razie odpuść zajmijmy się ważniejszymi sprawami. Ty Erzo wytłumacz mu wszystko co się dzieje. - miał rację , musiałam się pośpieszyć i wszystko wyjaśnić z ukochanym ale teraz było coś ważniejszego. Biegiem udałam się do domu Levi. Na pewno jest u niej , w końcu nie zostawiła by go w potrzebie tak samo jak ja Natsu. Sapiąc nieśmiało zapukałam do drzwi. A co jeśli mi nie otworzy , bo nie chce mnie widzieć? Może mnie nienawidzi? W końcu to przeze mnie jej ukochany walczy o życie... Nagle drzwi się otworzyły. W nich stanęła niebiesko-włosa z podpuchniętymi oczami i smutkiem na twarzy.
- Ohayo Levi-chan - przywitałam się. Gdy tylko na mnie spojrzała w jej oczach zebrały się łzy , z niewielką siłą wtuliła się we mnie i rozpłakała. Stałyśmy tak z jakąś minutę , może dwie ? Potem odsunęła się przecierając oczy.
- Ohayo , wejdź Lu-chan - dobrze myślałam gdy tylko weszłam do środka jednego z pokoi widziałam leżącego chłopaka. Dziewczyna się nim opiekowała to słodkie , jednak muszę zrobić to co do mnie należy. Skoro jestem panią dobrej magi powinnam umieć przywrócić ją. Spojrzałam na twarz męczącego się Gajeela. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Cały blady... to było przerażające.
- Lu-chn odsuń się - mała istotka podbiegła do niego z miską. On... wymiotował krwią! Nie mogłam na to patrzeć.
- Levi , Gajeel przepraszam - rozpłakałam się. To była moja wina. Wybiegłam z domu , płacząc. To wszystko jest przeze mnie , każdy cierpi z mojej winy. Mimo że stałam się silniejsza dalej ranie ludzi , którzy przeze mnie cierpią. Czego się spodziewałam? Że pójdę tam i cudem go uleczę? Chyba właśnie w to wierzyłam.
~ Możesz ich wszystkich uratować, przywrócić magię i wyleczyć "go". Nie
zauważyłaś że tylko osłabiłyśmy truciznę która w nim jest? Nie można go
uratować chyba że oddasz swoje życie za nich wszystkich. ~ usłyszałam
głos w głowie.
- O czym ty mówisz?! - krzyknęłam w myślach.
~ Ty nic nie zauważyłaś, ślepa jesteś czy nie chcesz tego widzieć? Myślisz że czemu wtedy obudziła się w tobie ta fala energii która wszystkich uratowała? On umiera. Ma w sobie bardzo ciężką truciznę , próbowałaś go ratować i udało się. Osłabiłyśmy truciznę dzięki czemu żyje. Ale nie pozbyłyśmy się jej! Ona tera go wykańcza , udaje że nic mu nie jest ja to widzę i ty też powinnaś zauważyć! ON UMIERA! ~ usłyszałam jej szyderczy głos. Byłam akurat w parku i usiadłam na jednej z ławek.
- Jak to umiera...? - nie mogłam w to uwierzyć... cały świat mi się zawalił.
~ Przecież ostatnio walczył! To oczywiste że jeden z przeciwników miał truciznę , taką której żadna magia nie wyleczy chyba że twoje życie. ~
- Jeśli umrę zwrócę im magię i go uratuje ? -
~ Tak, no to znaczy nie do końca umrzesz. Jako że masz w sobie moc ognia wszystko się wypali, wspomnienia z tobą znikną , cała twoja egzystencja zniknie. Ale nie umrzesz to będzie coś gorszego. Będziesz żyła pod postacią zjawy , której nikt nie widzi , i o niej nie pamięta. Oczywiście ty nie stracisz wspomnień ale czy jesteś gotowa poświęcić całe życie dla niewielkiej grupki magów ? ~ bałam się. Nie chciałam znikać , ani żeby Natsu o mnie zapomniał... ale nie mam wyjścia jeśli to go uratuje.
- Ile mam czasu? - nieśmiało zapytałam.
~ Jest silny i jak na razie nawet dobrze się trzyma został mu dzień lub mniej. ~ ta odpowiedź zabolała... jeszcze bardziej się rozpłakałam, spędzę z nim tą ostatnią noc a potem odejdę muszę to zrobić. Wstałam i z łzami poszłam przed siebie. Nogi zaprowadziły mnie nad rzekę gdzie siedział on.
- Natsu tamte słowa nie było do ciebie , przepraszam - wydusiłam przez łzy. Podszedł do mnie , cały czas mając spuszczoną głowę że nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Nagle przytulił mnie.
- Wiem o tym przepraszam że tak zareagowałem. Proszę nie płacz już , nienawidzę tego -
- To wszystko moja wina... wszystko przeze mnie - poczułam jak uścisk staje się mocniejszy.
- Nie prawda. To nie twoja wina że masz taką moc i dopiero niedawno ją odkryłaś. Nikt cię nie wini -
Spojrzałam na twarz Natsu , dopiero teraz zrozumiałam że cierpi. Starał sie to ukryć , jednak poznałam wymuszony uśmiech. Jaka ja byłam ślepa że wcześniej się nie zorientowałam... ta trucizna , to prze nią cierpi!
- Natsu czemu udajesz ? - spytałam.
- Co? O czym mówisz? - uśmiechnął się.
- Widzę że cierpisz. - jego twarz stałą sie poważna.
- Przed tobą nic nie można ukryć...-
- Wyleczę cię - moje życie nie jest nic warte jeśli mam dalej krzywdzić osoby i pozwolić niektórym umrzeć.
- O czym ty mówisz? I co się z tobą stało u mistrza ? - miałam jakieś inne wyjście ? Opowiedziałam mu całą historię , omijając to że umrę. On by na to nie pozwolił.
- Czyli albo mnie zostawisz albo umrę po jakimś czasie ? - usiadł na dawnym miejscu przy brzegu. Usiadłam na jego kolanach.
- Tak...-
- Więc to proste nie opuszczaj mnie , wolę żyć krótko z tobą , niż długo bez ciebie - uśmiechnął się szeroko.
@.@
Bożeee jak mnie tu długooo nie było wielkie PRZEPRASZAM chociaż pewnie nawet to nie wystarczy...
Miło widziec ze wróciłaś. Przyznam miło sie czyta taki rodział ale jak zawsze za mało mi NaLu. Mam nadzieje ze udało ci sie odzyskac wene i cierpliwosc do pisania :). Pozdrawiam i zycze weny
OdpowiedzUsuńMatko jakie to było słooodkie :3 Mam nadzieję, że Lucy nie umrze i nie będzie zjawą. No i niezmiernie się cieszę, że wróciłaś. Teraz tylko czekać na kolejne rozdziały. Natsu jest naprawdę, nawet nie wiem jak to nazwać.
OdpowiedzUsuń"Więc to proste nie opuszczaj mnie , wolę żyć krótko z tobą , niż długo bez ciebie."
O mało się nie popłakałam, naprawdę. Jestem ciekawa co dalej i naprawdę liczę, że Lucy nie zostanie zjawą. Czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością.
Chyba sobie żartujesz ? Czemu ty tak dobrze piszesz ?!? ;; !!
OdpowiedzUsuńL: przepraszam za nią .. Nie wazne ja sie wypowiem :) powiem ci ze rozdział porusza serca ;D jej to chyba pękło *wskazuje na shizuko* ale cóż ja nic na to nie poradzę ;p